Jeśli jesteście jednymi z tych zapaleńców, którzy wciąż jeszcze zaglądają na mój blog, mimo iż nie pojawiło się tu nic od prawie dwóch lat – na pewno znacie już (sądząc po częstotliwości moich wpisów) odpowiedź na zadane w tytule pytanie.
Angielscy nauczyciele … pracują wiele, wiele godzin dziennie, a nierzadko też weekendami.
Ja już ponad rok temu porzuciłam pracę konsultanta, na rzecz ‚zwykłego’, szeregowego nauczyciela, między innymi dlatego, że brakowało mi codziennego kontaktu z dziećmi.
Pracuję teraz w szkole podstawowej, która ma tzw. Hearing Impaired Additional Resource Base czyli oddział integracyjny dla dzieci niesłyszących.
I choć nie żałuję tego kroku – szczególnie, że dzieci z którymi obecnie pracuję są po prostu świetne (Marzy mi się, żeby na bieżąco zapisywać teksty rzucane przez naszych uczniów, bo są czasami prześmieszne. Może to zmotywuje mnie do częstszych wpisów.) – to przyznaję, że zapomniałam już, jak wygląda standardowa szkolna kołomyja, będąca udziałem nauczycieli.
I musiałam ponownie skąpać się w lodowatym prysznicu szkolnej rzeczywistości.
Tak, już słyszę te głosy sprzeciwu, że przecież polscy nauczyciele też nie siedzą z założonymi rękami. Nie wątpię. Pamiętam mój pot i łzy w warszawskich gimnazjach ..
Jednakże zakres obowiązków przeciętnego angielskiego belfra jest nieporównywalnie większy od jego polskich kolegów. Tezy tej będę bronić jak lwica!
Pozwólcie, że zanim zacznę wyliczankę, przypomnę Wam, że o ile w szkole średniej występuje już ‚gatunek’ nauczyciela przedmiotowego, to w podstawówce (od 4 do 11 r.ż.) class teacher uczy wszystkich przedmiotów! Czasami, najczęściej w większych szkołach (z dwoma lub trzema klasami równorzędnymi, co w przypadku podstawówek jest liczbą maksymalną!!!) przedmioty takie jak w-f, muzyka czy języki obce nauczane są przez nauczycieli dochodzących, z tzw. outside agencies.
Oficjalnie praca nauczyciela to osiem godzin – od 8 rano do 16-tej. W praktyce to żaden z nauczycieli nie wychodzi do domu wcześniej niż o 17-tej, a wielu pojawia się w szkolnych progach tuż po siódmej.
Dzień w dzień, bez okienek, mając do dyspozycji 3 godziny w tygodniu na pracę własną, tzw. PPA time (Planning, Preparation and Assessment time). Owszem, jest to fantastyczne, ale … zupełnie niewystarczające, żeby – wraz z godzinną przerwą obiadową, wykorzystywaną również na pracę, wyrobić się z ogromem planów, przygotowań i sprawdzania.
OBOWIĄZKI CODZIENNE
1. PLANNING
Planning, czyli rozpisywanie przebiegu lekcji ‚na nutki’ jest obowiązkiem każdego nauczyciela – od stażysty (NQT – Newly Qualified Teacher) po odpowiednik nauczyciela dyplomowanego, od pierwszego dnia pracy, do ostatniego dnia przed emeryturą.
Przypominam, że w angielskich szkołach nie naucza się z podręczników, tak więc opcja „Drogie dzieci, otwórzcie sobie książkę na stronie 42, przeczytajcie tekst i odpowiedzcie na pytania’ odpada”. Książki z ćwiczeniami używane są okazjonalnie i jedynie jako niewielka część lekcji.
Nauczyciel ma obowiązek przygotować szczegółowy plan nauczania angielskiego, matematyki i science[1] (tzw. core subjects) oraz zarys pozostałych przedmiotów na początku tygodnia. Plany są do wglądu dyrektora, który przegląda je regularnie nie tylko w celu sprawdzenia ich … obecności w odpowiednim folderze czy zawartości, ale też pod kątem sporządzanych notatek, które muszą się znaleźć w opisie każdej lekcji, jako dowód autorefleksji nauczyciela nad przeprowadzoną lekcją lub jako informacja natury ogólnej np. że lekcja nie odbyła się, ze względu na alarm przeciwpożarowy.
Plan zawiera w sobie:
– temat (LO – Learning Objective),
– kryteria sukcesu (success criteria/learning outcomes) pomagające i jemu i uczniom ocenić, czy nauczyli się to, co zostało zaplanowane,
– przebieg lekcji, czyli starter (gra/zabawa/quiz/powtórzenie na rozgrzewkę), słowa kluczowe, np. nowo wprowadzane słownictwo, pytania, które będą postawione na wstępie, lub w czasie dalszej dyskusji, streszczenie nauczanych treści, a także namiary na używane materiały (np. strona internetowa, strona w podręczniku),
– plenary – podsumowanie lekcji w formie np. prezentacji wykonanych prac, szybkiego powtórzenia nauczanego materiału, gry,
– zróżnicowanie zadań, czyli przygotowanie zmodyfikowanych zadań/ćwiczeń tak, by odpowiadały stopniem trudności grupie słabszej (LA – Low Ability), średniej (MA – Medium Ability) oraz grupie dzieci zdolniejszych (HA – High Ability)[2] , a także z kim dana grupa pracuje i kto wspiera dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi (tu np. wskakuję ja – albo pomagam dzieciom w klasie, albo mam z nimi zajęcia indywidualne),
– rozszerzenie (gdyby lekcja poszła nad wyraz szybko – trzeba mieć coś w zanadrzu :))
– informacje o dzieciach, które mają specjalne potrzeby edukacyjne (SEN children) lub słabo mówiące po angielsku (EAL children) – gdzie znajdują się one w czasie lekcji: czy na zajęciach wyrównawczych, czy są nauczane w jednej z grup, czy indywidualnie z TA.
– linki (nawiązanie) do innych przedmiotów, tzw. creative curriculum czyli np. sporządzanie grafów będzie wykorzystaniem umiejętności matematycznych, a opis doświadczenia będzie jednocześnie kolejną wprawką językową.
Planning ma być tak szczegółowy, gdyż nie tylko pomaga ocenić przebieg lekcji i przygotowanie nauczyciela, ale też służy Teaching Assistants (pomocnikom nauczyciela), którzy na ogół robią zadania z grupą słabszą, Special Needs Teachers (pedagogom specjalnym), którzy modyfikują zajęcia dla dzieci, które nie dają sobie rady nawet w najsłabszej grupie, a także jest używany w czasie zastępstwa, kiedy lekcję prowadzi supply teacher [3].
TU: przykłady planów:
English – pisanie listu Y2
Maths – odczytywanie czasu Y3
Science – Działanie sił, Y4 (dziewięciolatki)
2. SPRAWDZANIE ZESZYTÓW
Nauczyciel musi sprawdzać zeszyty i oceniać pracę uczniów CODZIENNIE!!!
Na początek zatem trochę obliczeń:
W podstawówce j. angielski (aka Literacy) oraz matematyka (Numeracy) nauczane są codziennie. To – przy trzydziestu uczniach w klasie – daje nam już 60 zeszytów.
Dorzućmy do tego dodatkowo jeden przedmiot dziennie typu Science czy PSHE i już mamy 90 zeszytów.[4]
Miłosiernie pomińmy mini-zeszyciki do kaligrafii (handwriting), ortografii (spelling books) czy inne zajęcia ‚krótkometrażowe’ typu codzienne ćwiczeni tabliczki mnożenia, gdyż te są na ogół sprawdzane przez Teaching Assistants.
Teoretycznie większość tego sprawdzania sprowadza się do stawiania ‚ptaszków’ przy dobrze obliczonych równaniach czy odhaczania wykonanych podpunktów.
Teoretycznie … albowiem pod każdą lekcją nauczyciel musi napisać krótki komentarz. Po pierwsze jest to ocenienie, czy dziecko osiągnęło kryteria sukcesu np. bezbłędnie zaznaczyło w zdaniach przymiotniki i ułożyło trzy własne zdania z przymiotnikami w tle. Wtedy nauczyciel wpisuje: LOA (Learning Objective Achieved). Kiedy praca jest nieskończona lub niezrobiona. uczeń ‚zarabia’ odpowiednio LOPA (Learning Objective Partially Achieved) lub LONA (Learning Objective Not Achieved)[5]. Często pojawia się też notka, czy dziecko wykonało pracę samodzielnie, czy z pomocą.
Komentarz jest najczęściej pochwałą lub … pochwałą z sugestią poprawy poszczególnych elementów :)
Dodatkowo 1-2 razy w tygodniu powinna zawierać tzw. next step suggestions, czyli sugestie, jak ‚wyjść poza sferę komfortu’ i spróbować wysilić się trochę bardziej np. „James, fantastycznie, że pamiętałeś o wielkich literach i kropkach na końcu wszystkich zdań! Następnym razem spróbuj użyć też kilka przecinków”, albo „Aisha, popracuj, proszę nad prezentacją: używaj linijki do podkreślania i wklejaj karty pracy prosto.”
Wystarczy, że ograniczysz się do JEDNEGO zdania w każdym zeszycie – to jest to 90 zdań na dzień, 450 zdań na tydzień, 1800 zdań na miesiąc (licząc 20 dni roboczych).
Przy odrobinie wprawy[6] otwarcie zeszytu, przeskanowanie wzrokiem zadania, ocenienie i napisanie komentarza zajmuje minutę.
1800 minut na miesiąc.
30 godzin samego sprawdzania zeszytów!!!
Uffff!
Zmęczyliście się?
A do dopiero nieśmiały początek.
Na razie wygląda to dość podobnie do schematu polskiego.
Poczekajcie jednak do następnego wpisu (zdecydowałam się podzielić go na dwie części, gdyż czuję, że jakbym kontynuowała, to chyba nikt by nie doczytał do końca :)) – a przekonacie się, że życie angielskiego nauczyciela do najlżejszych nie należy.
Pozdrawiam w przerwie między pisaniem kolejnego planu zajęć na nadchodzący tydzień … Magda Dynos
[1] science, czyli nauki ścisłe; w podstawówce pod tym jednym tytułem ukrywa się biologia z elementami chemii i fizyki; Przepraszam, ale niektóre terminy łatwiej jest używać w oryginale.
[2] Nie będę się teraz rozpisywać, ale różnicowanie zadań, ze względu na stopień zdolności dzieci i możliwości opanowania przez nie materiału, to w angielskim szkolnictwie świętość nad świętościami. Element obowiązkowy każdej lekcji. Tym sposobem dzieci słabsze mogą wciąż uczestniczyć w lekcji i wykonać zadanie (często z pomocą Teaching Assistance), a te zdolniejsze nie nudzą się, bo dostają dodatkowe wyzwania.
[3] supply teacher – to nauczyciel przychodzący na zastępstwo; są to najczęściej osoby zatrudniane przez agencje, których praca polega na jeżdżeniu od szkoły do szkoły i prowadzeniu lekcji za nauczycieli, którzy zachorowali lub są na szkoleniach. Najczęściej o tym, że danego dnia będą pracować dowiadują się … tego samego dnia rano :)
[4] W klasach starszych czasami temat rozciąga się na kilka lekcji, jeśli jest to np. pisanie wypracowania – wtedy komentarz może pojawiać się rzadziej, ale za to sprawdzanie wymaga już porządnego wczytania się (w niewyobrażalne bazgroły :)).
[5] nazewnictwo to różni się w zależności od szkoły; nie ma odgórnych wymogów, jednakże celem (ocenianym między innymi podczas kontroli OFSTED, czyli odpowiednika kuratorium) jest nieustający dialog nauczyciela z uczniem, wysyłanie informacji zwrotnej, oraz – na przestrzeni tygodni – możliwość zaobserwowania, czy dziecko radzi sobie z przerabianym materiałem.
[6] Mi, która na co dzień uczy głównie dzieci na zajęciach indywidualnych, sprawdzanie 30-tu zeszytów w klasie, w której miewam zastępstwo, zajmuje … godzinę :/
Bzdura, mam 7-letnie dziecko w UK. ma pełno książek do czytania, ćwiczeń itd i to zazwyczaj jest pracą domową. W szkole jest do 15. 00 jak dluzej to jest w platnej swietlicy, gdzie bawi sie i czeka na odbior przez rodzicow:)
Ale co konkretnie jest bzdurą? Czy ja napisałam gdzieś, że dzieci w angielskich szkołach nie czytają książek?
Ten komentarz ma się nijak do treści Pani/Panie Anonim.
Masz rację..ale Polak jak komuś nie dokopie to chory..nieważne ,że nie na temat.Moja córka uczy w polskiej szkole jez. angielskiego ..z powodu nie obsadzenia etatów ma zamiast 18 godzinnego pensum w tygodniu 25 godzin a i to jak któryś z nauczycieli zachoruje to dostaje zastepstwa.i tym się to różni od angielskiej szkoły gdzie jest nauczyciel na zastępstwa..ale wciąż to jest mniej godzin tygodniowo niż ma angielski nauczyciel